piątek, 20 czerwca 2014

1- Pierwszy dzień

Ten rozdział dedykuję Truskaweczce :) dziękuję za wsparcie :* 



~Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśli­wym. Dni prze­mijają szyb­ko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpi­suje­my marze­nia, a ja­kaś niewidzial­na ręka nam je przek­reśla. Nie ma­my wte­dy żad­ne­go wy­boru. Jeżeli nie jes­teśmy szczęśli­wi dziś, jak pot­ra­fimy być ni­mi jutro? ~
                                                                                                                 Phil Bosmans 


Pogoda w tamtym dniu zgrała się z jej paskudnym humorem. Ona uwielbiała słońce a dzisiaj od samego rana ciągle padało. Średniej wielkości budynek z małymi oknami i czerwonym dachem przypominał jej raczej więzienie niż szkołę. Pierwsza klasa liceum i pierwszy dzień w nowym miejscu sprawiały, że jeszcze bardziej się denerwowała. Przekroczyła drzwi budynku i udała się do sekretariatu żeby odebrać swój plan lekcji. Już na początku stwierdziła, że nie polubi tego miejsca. Ściany były pomalowane na zielono, a ona nienawidziła tego koloru. Po korytarzu kręciło się sporo osób, ale i tak mało w porównaniu z jej poprzednią szkołą. Czego się spodziewać po takim zadupiu pomyślała. Była pewna, że stanie się tutaj atrakcją. Wiedziała, że pozostali uczniowie znają się bardzo dobrze a ona przecież jest nowa. Zadzwonił dzwonek oznajmiający wszystkim początek lekcji. Nie ma to jak spóźnić się pierwszego dnia. Szła z kartką i książkami w ręku szukając klasy z numerem 105 kiedy ktoś wyjechał z za zakrętu na deskorolce i wpadł prosto na nią. Podręczniki znalazły się na podłodze a ona razem z nimi. Tego było już za wiele.
-Uważaj jak jeździsz do cholery!- syknęła na nieznajomego po czym zaczęła zbierać swoje rzeczy.
-A ty jak chodzisz- usłyszała męski głos.
Zagotowało się w niej. Opanowała jednak emocje i z dumą uniosła twarz.
-Mam nadzieję, że nie spotkam tu więcej takich idiotów jak ty- docięła i posłała nieznajomemu wyrafinowany uśmieszek. Następnie podniosła książki i odeszła w stronę klasy, która znajdowała się na końcu korytarza.
-Panna Cassandra Lewis. Pierwszy dzień a ty już musiałaś się spóźnić? - usłyszała „gorące” powitanie od pana Elsona, mężczyzny w średnim wieku, który uczył matematyki.
-Miałam problem z trafieniem do klasy- burknęła. Wiedziała, że nie będzie w dobrych relacjach z tym nauczycielem a na dodatek teraz wszyscy się na nią gapili jakby była nowym zwierzęciem w zoo.
-Siadaj- rozkazał po czym wrócił do pisania tematu na tablicy.
Nie zdążyła zrobić nawet kroku gdy do sali wkroczył jeden z powodów jej spóźnienia. Zajęła miejsce w ostatniej ławce skąd mogła lepiej przyjrzeć się chłopakowi z którym przed kilkoma minutami miała lekkie spięcie. Ciemne brązowe włosy tworzyły artystyczny nieład. Zjechała niżej i zobaczyła duże, roześmiane, niebieskie oczy i pełne malinowe usta. Chłopak ubrany był w bordową bluzę i jeansy przez co wyglądał luzacko ale i przyzwoicie. Cała jego postawa wyrażała pewność siebie. Cassie od razu stwierdziła, że jest on kimś w tej szkole.
-Proszę bardzo, jest kolejny król spóźnień. Nie mogłeś sobie odmówić Anderson, prawda?
-O to cały ja panie profesorze- uśmiechnął się jakby wcześniej był przygotowany na potyczkę słowną z nauczycielem.
-A ja nie toleruję takiego zachowania dlatego ty i panna Lewis przygotujecie projekt na następny poniedziałek, a teraz siadaj.
Widać było, że chłopak ma jeszcze coś do powiedzenia, ale postanowił ugryźć się w język i zajął jedną z ostatnich ławek pod oknem obok przystojnego czarnoskórego bruneta, który od początku lekcji obserwował ją swoim czarnymi jak węgiel oczami.
Pamiętała swoją wściekłość jakby to było dzisiaj. Zarobiła karę już pierwszego dnia a na dodatek z jakimś niekulturalnym dupkiem. Kiedy zadzwonił dzwonek szybko wstała i wyszła z klasy żeby tylko nie mieć kontaktu z tym jak go określiła w myślach przygłupem.
Dzień dłużył się niemiłosiernie a do tego wiele osób w czasie przerw podchodziło do niej i się przedstawiało proponując pomoc w postaci pokazania szkoły i miasteczka. Nie miała zamiaru z nikim się spoufalać dlatego szybko ich zbywała nie zaszczycając ich nawet krótkim uśmiechem. Byli to głównie chłopcy zachwyceni jej nieprzeciętną urodą. Długie blond włosy splecione w luźnego warkocza zdecydowanie wyróżniały ją spośród pozostałych dziewczyn. Niebieskie oczy skrywały wiele tajemnic a duże, czerwone usta zachęcały do tego by je całować. Ubrana w czarne rurki i czarną skórę wzbudzała sensacje wszędzie tam, gdzie się pojawiła.
-Ej nowa!- usłyszała wołanie po lekcjach kiedy szła w stronę swojego BMW. Rodzice byli tak dobrzy, że zostawili jej samochód. Kiedy zorientowała się, że to Anderson zignorowała go.
-Nie słyszysz, mówię do ciebie!- otworzyła już drzwi samochodu i rzuciła swoją torbę na tylne siedzenie.
-Nie kurwa, nie słyszę- warknęła- nie mam zamiaru tracić na ciebie czasu.
-Może trochę grzeczniej co?
Kiedy Cassie odwróciła się żeby po raz kolejny coś odpyskować zobaczyła, że jest z nim czarnoskóry brunet. Zmierzyła go uważnym wzorkiem po czym przeniosła spojrzenie na pana A.
-Czego?- nie miała zamiaru być miła, a szczególnie po tym jak ją potraktował dzisiaj rano.
-Chyba mamy projekt do zrobienia, zapomniałaś?- spytał unosząc jedną brew do góry. Nie, doskonale o tym pamiętała i nic sobie z tego nie robiła.
-Jebie mnie jakiś projekt- nie czekając na ich reakcje wsiadła do samochodu i odpaliła silnik.
Już miała odjeżdżać kiedy ten idiota Anderson zajął miejsce po stronie pasażera.
-Ostra jesteś ale nie ze mną te numery.
-Wysiadaj- oznajmiła nad wyraz spokojnym głosem.
-Nie ma mowy, musimy coś ustalić. Nie znasz tego starego capa. Jeśli tego nie zrobimy będziemy mieli przejebane przez cały rok.
-To zrób to sam- posłała mu uśmieszek.- a teraz wysiadaj bo odjeżdżam.
-Już mówiłem, że nie- również uśmiechnął się do niej w perfidny sposób.
-Jak chcesz- wzruszyła ramionami po czym z piskiem opon ruszyła ze szkolnego parkingu.   

-Pojebało cię- krzyknął Anderson kiedy wreszcie dojechali na miejsce. Cassie zaparkowała na podjeździe przed domem, który zdecydowanie odróżniał się od tych okolicznych. Wielkością i urodą przypominał raczej pałac. Rzeźby, zdobienia, wieżyczki na to było stać naprawdę tylko bogatych. A do tego piękny dziedziniec i ogród jak z bajki.
-Mówiłam żebyś wysiadł- bezradnie wzruszyła ramionami.
-Jesteś wariatką! Jechałaś prawie 200 kilometrów na godzinę. Mogłaś nas zabić!- gorączkował się.
Cassie myślała, że wybuchnie głośnym śmiechem. Chyba do końca życia nie zapomni miny tego idioty. Naprawdę się bał.
-Chyba musisz zmienić pieluchę- docięła mu.
-Przecież ty nawet nie masz prawa jazdy- zignorował jej poprzednią uwagę.
-Jak widzisz bez tego papierka też da się jeździć- skłamała. Skończyła już 16 lat i miała prawo jazdy wyrobione za zgodą rodziców. Nie zważając na niego weszła do domu i zaczęła grzebać w lodówce.
-Co ty do cholery robisz?- spytał. Rozglądał się po kuchni, która podobnie jak całe to miejsce zrobiła na nim ogromne wrażenie. Nie należał do ludzi biednych, ale takich luksusów u siebie nie miał.
-Ty jeszcze tutaj?
-Jedno słowo, siedem liter- PROJEKT- usłyszała w odpowiedzi.
-Już mówiłam, że jebie mnie to. Co zrobi ten twój profesorek? Zadzwoni do moich rodziców? Powodzenia. Wyśle mnie do dyrektora, wywali ze szkoły? Proszę bardzo- odpowiedziała znudzona jednocześnie mieszając coś w garnku.
-Nie, wypierdoli mnie z drużyny- powiedział ze złością.
-To nadal tylko twój problem- zauważyła.
-Nie będę odwalał całej pracy sam- usiadł na jednym z krzeseł barowych i z uwagą przyglądał się jej poczynaniom w kuchni.
-A mi na tym nie zależy, a jak masz z tym taki problem to powiedz jakiemuś kujonowi żeby ci to zrobił albo komuś zapłać. Chyba masz jakąś reputację wśród tych debili?- spojrzała na niego pierwszy raz odkąd weszli do domu.
-Spostrzegawcza jesteś. Wystarczył ci jeden dzień żeby to zrozumieć. Jakby to było takie łatwe to bym tu nie siedział. Ten stary dziad nie jest takim idiotą. Będzie wiedział jeśli napisze nam ktoś ze szkoły. Uczy nas już od podstawówki- wyjaśnił szybko.
-Dawaj stówę a to załatwię- oznajmiła ze spokojem w głosie.
-Chyba cię pojebało. Dam ci stówkę a ty mnie wystawisz- oburzył się.
-Nie ma kasy nie ma projektu- po raz kolejny dzisiaj wzruszyła ramionami. Spróbowała sosu i chyba był już dobry bo wyjęła talerz i nałożyła na niego porcję ryżu, po czym polała go czerwoną polewą. Nalała jeszcze szklankę soku pomarańczowego i usiadła przy stole.
-A ja?- spytał z oburzeniem Anderson- jestem twoim gościem.
-Niechcianym gościem- poprawiła go po czym zabrała się do jedzenia. Nie zwracając na nią uwagi chłopak podszedł do kuchenki i nałożył sobie sporą porcję. Również napełnił szklankę sokiem i usiadł naprzeciwko Cassie. Ta pokiwała tylko głową i nic nie powiedziała. Zjedli w ciszy i tylko czasem pan A spoglądał na nią dziwnym wzrokiem. Kiedy skończył włożył talerz do zlewu i udał się w kierunku drzwi. Zanim jednak wyszedł musiał coś powiedzieć.
-Całkiem nieźle gotujesz, a swoją stówę dostaniesz jutro w szkole.
Kiedy została sama uśmiechnęła się do siebie pewna tego, że ten dupek i tak nie da jej spokoju.
 

10 komentarzy:

  1. Ojej <3 z dedykiem dla mnie :D Miło mi *.*
    Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah ! Miałam jescze napisać, że strasznie podoba mi się zbuntowany charakter Cassie :)

      Usuń
    2. Motywujesz mnie do działania :) :*
      Mi też się podoba :) a to dopiero początek :D

      Usuń
    3. Ktoś musi, bo świetnie piszesz :P :*

      Usuń
    4. właśnie słabo, to moje pisanie jest strasznie prymitywne :) ale za to Ty masz talent :*

      Usuń
    5. To się uśmiałam ;D nie gadaj głupot, tylko dodawaj szybko kolejny rozdział :*

      Usuń
  2. Wow. No totalnie mnie zaskoczylas :) myslalam, ze to chlopak będzie raczej buntownikiem, a tu taka odmiana :) czekam na następny i no strasznie ciesze sie, ze wrocilas :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jeju jak mi Ciebie brakowało <3 kocham twoje opowiadania, czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń